Mimo pozwolenia na działalność przedszkoli od 6 maja duża część placówek świeci pustkami. Pandemia nie sprzyja płynności finansowej sektora, a na domiar złego – tzw. tarcza antykryzysowa nie uwzględnia tego typu biznesów.
Na największe koszty stałe placówek składa się wynajem budynków (od 10 tys. do nawet 60 tys. zł) oraz personel (5-6 tys. za nauczyciela). Ponadto, coraz więcej rodziców nie decyduje się na dalszą współpracę z przedszkolami. Szacuje się, że w mniejszych ośrodkach do końca maja zrezygnuje 50-60 proc. klientów.

– W kwietniu uratowało nas, że personel zgodził się na zmniejszenie liczby godzin i tym samym pensji. Ale co będzie w maju, nie wiemy, szczególnie że ze względów bezpieczeństwa raczej się nie otworzymy – tłumaczy jedna z właścicielek cytowana przez portal plotkibiznesowe.pl.
Niestety, prywatne przedszkola prowadzone przez osoby fizyczne nie kwalifikują się na rozwiązania tzw. tarczy antykryzysowej. Zgodnie z literą prawa, ich właściciele nie prowadzą działalności gospodarczej tylko placówki oświatowe. Z programu skorzystać mogą tylko przedsiębiorcy w definicji ustawy, czyli prowadzący działalność.
Placówki tego typu dostają subwencje państwowe, jednak w obliczu kryzysu, świadczenia mogą ulec znacznemu zmniejszeniu.
Źródło: plotkibiznesowe.pl
2 komentarze
Dodaj odpowiedź2 pingi oraz trackbacki
Pingback:Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zrewolucjonizuje edukację? -
Pingback:Historia LGBTQ+ w oficjalnym programie nauczania Szkocji - VETO