W 2015 roku wszystkie portale rozpisały się o niesłychanym bankructwie banku spółdzielczego w Polsce. Upada bank trochę większy niż legendarna kasa SKOK. Sprawa przedstawiona w mediach jako największa realizacja CBA. W listopadzie 2017 roku w ciągu dwóch dni na polecenie Prokuratury Regionalnej w Warszawie, zatrzymano 72 osoby związane z aferą wokół Banku Rzemiosła i Rozwoju w Wołominie. Wśród zatrzymanych był 70-letni Jan Bajno – prezes banku.
Jan Bajno mógł zapisać się w historii jako symbol wytrwałości polskiego przedsiębiorcy, który skutecznie stawia czoła przeciwnościom losu, określa autor książki „Uwikłany”, gdzie opisuje historię SK Banku z perspektywy zatrzymanego prezesa.
1 stycznia 1989 roku, gdy w Polsce zaczęła obowiązywać ustawa Wilczka (zezwalała na prowadzenie prywatnej działalności gospodarczej), Bajno rozpoczął w Wołominie prowadzenie Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa – w skrócie SK Bank. Bank zaczynał skromnie: 1800 zł kapitału, 10 pracowników i 75 tys. zł depozytu.
W kraju, który dopiero zaczynał wychodzenie z komunizmy i gdzie dopiero pojawił się wolny rynek, dziesiątki ludzi zaczęły deponować swoje oszczędności w maleńkim banku, licząc na atrakcyjny procent. Równolegle do banku zaczęli zgłaszać się po kredyty raczkujący drobni przedsiębiorcy. To im prezes Bajno udzielał najpierw oprocentowanych pożyczek i dzięki temu zbudował solidne i stabilne przedsiębiorstwo.
Po 26 latach firma, którą budował od zera , obracał miliardami złotych, zatrudniała 352 osoby (wśród nich duża część w wieku przedemerytalnym), obsługiwała 33 tys. klientów i ich 110 tys. rachunków, emitowała własne karty płatnicze i kredytowe, posiadała dobrze zorganizowaną infrastrukturę umożliwiającą działanie poza zrzeszeniem banków. Fundusze własne banku wzrosły przez te ćwierć wieku z 1,8 tys. do 412 mln zł, a suma bilansowa wzrosła ze 100 tys. do 4 mld zł.
Wśród klientów nie byli już tylko droni rzemieślnicy, ale również samorządy, instytucje państwowe i liczące się firmy.
Duży kredyt na inwestycję budowlaną zaciągnęła w SK Banku licząca się firma deweloperska. Pod koniec 2019 roku sprawa już była opisywana jako potężne nadużycie kredytowe.
Beneficjentem tej sytuacji również był Skarb Państwa, któremu prezes Bajno w ostatnich latach odprowadzał dziesiątki milionów złotych z podatku dochodowego. W 2012 roku, aby znaleźć dodatkową gotówkę na rozwój i dochodową działalność, prezes Bajno postanowił wyemitować obligacje banku na co zgodę wyraziła Komisja Nadzoru Finansowego.
W rezultacie, aż do 2014 roku SK Bank wyemitował obligacje na łączną kwotę 75 mln zł.
Na zdjęciu: b. prezes banku Jan Bajno. Źródło: Materiały Prasowe
I wtedy zaczęły się problemy – Zarząd Komisaryczny
W 2014 roku Komisja Nadzoru Finansowego uznała, że SK Bank zbyt szybko się rozwija. Powiadomiła więc zarząd banku o tym, że we wrześniu rozpocznie się kontrola kompleksowa. Prowadziła ją przez miesiąc 26 urzędników KNF.
Kontrola wychwyciła drobne niedociągnięcia i problemy, które natychmiast analizowaliśmy i naprawialiśmy – wspominał w rozmowie z Leszkiem Szymowskim prezes Bajno. Inne błędy naprawiano, czekając na zalecenia pokontrolne (KNF przekazała je dopiero w styczniu 2015). Ustalony został również harmonogram wdrażania zaleceń KNF, co miało trwać, aż do 30 listopada 2015 roku.
Po kontroli KNF opracowaliśmy program naprawczy, który miał trwać trzy lata – relacjonował Piotr Roczek, przewodniczący Rady Nadzorczej SK Banku. – Przez ten cały czas bank działał stabilnie, miał płynność finansową, kredytobiorcy regularnie spłacali raty, wnioski kredytowe przechodziły normalną procedurę weryfikacji, zarząd na bieżąco regulował wszystkie swoje zobowiązania w tym wypłaty pensji dla pracowników, rachunki, podatki, składki ubezpieczeniowe.
Słowa Roczka potwierdzają dokumenty, w tym sprawozdania finansowe.Wynika z nich, że 2014 rok bank zamknął zyskiem netto 6,7 mln zł. Sprawozdanie finansowe SK Banku za czerwiec 2015 roku, przyjęte później przez KNF, wykazało zysk netto 9,2 mln zł. Oznaczało to, że bank się rozwija, a nie zmierza do upadku! Urzędnicy KNF, choć znali te dokumenty i sprawozdania finansowe i nie wnosili do nich zastrzeżeń, uznali, że bank jest zagrożony i wykazuje stratę. Taki powód podali w pisemnej decyzji o zawieszeniu działalności banku. Oznacza to, iż w sprawie mogło dojść do popełnienia przestępstwa poświadczenia nieprawdy. Tak uznała warszawska prokuratura, która wszczęła w tej sprawie śledztwo. To jednak nie powstrzymało urzędniczej machiny.
11 sierpnia 2015 KNF wydał decyzję o wprowadzeniu do SK Banku Zarządu Komisarycznego (to zastępczy, ustanowiony decyzją administracyjną zarząd, który ma poprawić działanie banku).
Leszek Szymowski zapytał rzecznika KNF, Łukasza Dajnowicza. Zarząd komisaryczny wprowadzono, bo SK Bank nie wykonał ustawowego obowiązku opracowania programu postępowania naprawczego, który mógłby być zaakcetpowany przez KNF – tłumaczył rzecznik KNF. – Bank nie zrealizował odpowiednio zaleceń wynikających z inspekcji przeprowadzonych w banku przez KNF, w szczególności w obszarze ryzyka kredytowego. Procest ustawienia przez Komisję Nadzoru FInansowego zarządu komisarycznego z SK Banku warunkowany był przepisami ustawy Prawo bankowe, która precyzyjnie reguluje jego przesłanki.
Urzędnicy KNF przyjechali do siedziby SK Banku w Wołominie w dniu, gdy prezes Bajno był na delegacji w Gdańsku.
Zarząd Komisaryczny przejął budynek i zakazał mi wstępu do środka – wspomina Jan Bajno. – Do dziś nie mogę odzyskać cennych rzeczy osobistych, w tym obrazów, które znalazły się w moim gabinecie.
KNF twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca. To jednak nie koniec. Zarząd Komisaryczny nie podjął żadnych działań, aby zatrzymać odpływ depozytów i utratę płynności finansowej banku. Komisarze nie opracowali nowego planu naprawczego i przestali realizować wcześniejsze zalecenia KNF.
Tego samego dnia, 11 sierpnia, KNF podała do publicznej wiadomości informację o wprowadzeniu zarządu komisarycznego. Klienci SK Banku ruszyli do placówek, aby wycofać swoje pieniądze. W ciągu kilku dni wycofali ponad miliard złotych. Taka sytuacja oznaczała dla banku koniec płynności finansowej.
NBP udziela pożyczki
Prawo nakazuje,aby Zarząd Komisaryczny wystąpił do KNF o zawieszenie działalności banku, jeśli straci on płynność finansową. Jednak komisarze nie zrobili tego. Zamiast tego, wystąpili do Narodowego Banku Polskiego z wnioskiem o krótkoterminową pożyczkę 500 mln zł na ratowanie depozytów SK BAnku. Umowa została podpisana 20 sierpnia 2015 roku. Ze strony NBP sygnował ją sam prezes – Marek Belka.
Narodowy Bank Polski udzielił kredytu refinansowego SK Bankowi na podstawie art. 42 ustawy o NBP. Wsparcie to wpisuje się w zadania banku centralnego określone w art. 3 ust. 2 tej ustawy, w szczególności w zakresie działania na rzecz stabilności krajowego systemu finansowego. Udzielanie kredytu finansowego to jeden z podstawowych instrumentów banków centralnych na świecie – napisało Biuro Prasowe NBP.
Rzecznicy NBP przyznali, że był to pierwszy przypadek udzielenia takiego wsparcia finansowego przez NBP. Wcześniej nikt nie zwracał się do NBP z takim wnioskiem – czytamy w piśmie od NBP.
Biuro Prasowe NBP odmówiło Leszkowi Szymowskiemu informacji na temat szczegółów umowy kredytowej. W trakcie pracy udało mi się jednak dotrzeć do dokumentu. Wynika z niego, że oprocentowana 500-milionowa pożyczka została udzielona na okres.. trzech miesięcy (sic!) i po tym czasie miała zostać spłacona wraz z odsetkami. Zabezpieczeniem gigantycznej pożyczki z NBP miały być wybrane wierzytelności SK Banku zabezpieczone hipotekami (głównie nieruchomości). I tu znowu zaskakująca rzecz: te zabezpieczenia były dwukrotnie badane przez pracowników znanej firmy audytorskiej. Za pierwszym razem, gdy badanie zlecał zarząd SK Banku, ten sam audytor, z tej samej spółki uznał, iż te wierzytelności nie mają żadnej wartości. Jak to więc możliwe, że NBP udzielił pożyczki pod zabezpieczone wierzytelności, które nie miały wartości?
To jednak nie koniec. Tego samego dnia, 20 sierpnia, NBP zawarł z Ministerstwem Finansów „umowę gwarancyjną” dotyczącą udzielenia gwarancji spłaty za zobowiązania SK Banku wobec NBP. Gwarancję zaakceptował osobiście ówczesny minister Mateusz Szczurek. Resort objął gwarancją 50% kwoty pozostającej do spłaty. To oznaczało, że gwarantował spłatę kredytu, gdyby Zarząd Komisaryczny SK Banku, nie był w stanie jej spłacić. Tak też się stało. Zarząd Komisaryczny SK Banku, pozbawiony depozytów klientów, nie miał jak spłacić gigantycznego zobowiązania wobec NBP. Dlatego NBP 13 listopada umowę wypowiedział i o sprawie poinformował resort finansów, prosząc o zapłatę.
W związku z powyższym MF był zobowiązany omawianą gwarancję wypłacić, co nastąpiło w dniu 31 grudnia ub.r. Przelana do NBP kwota to 184 929 144,83 zł – napisał nam Wydział Obsługi Medialnej Ministerstwa Finansów.
Tym samym więc urząd państwowy opłacany z pieniędzy podatnika (KNF) zlikwidował dobrze prosperujący bank zasilający Skarb państwa podatkami. Posłużył się w tym celu kredytem udzieolnym przez NBP z pieniędzy podatnika, a gdy kredytu nie udało się spłacić, NBP skorzystał z gwarancji udzielonej przez resort finansów z pieniędzy podatnika. Podatnik dopłaci dodatkowo w zasiłkach dla bezrobotnych, które trzeba będzie wypłacić ponad 350 osobom zwolnionym z pracy w SK Bank.
Cała ta sytuacja odpowiada zagranicznym bankom komercyjnym do których nasi byli klienci przenieśli swojego pieniądze – mówi z żalem Jan Bajno.
19 listopada 2015 roku Zarząd Komisaryczny zawiesił działalność banku (powiadomiono o tym w specjalnym komunikacie na stronie internetowej) i wysłał do Sądu Rejonowego dla Miasta Stołecznego Warszawy wniosek o ogłoszenie upadłości SK Banku. Choć takie postępowania trwają w Warszawie wiele miesięcy, z tą sprawą skomplikowaną i zawiłą, sąd poradził sobie błyskawiznie. 30 grudnia wydał postanowienie o ogłoszeniu upadłości SK Banku.
Do sprawy prokuratura wróciła po wyborach wygranych przez PIS. Wszczęto śledztwo w sprawie i prowadzono je prawie półtora roku. W końcu przeprowadzono potężną operację, zatrzymano 73 osoby, część aresztowano. Marka Belki w tym gronie zabrakło, choć dofinansował pieniędzmi podatnika kredytu dla SK Banku wywołanego wyłącznie działania KNF – podkreśla dziennikarz śledczy Leszek Szymowski.
Na podstawie: „Uwikłany” – Leszek Szymowski.
To straszne. Przykro mi czytać jak paskudnie i ewidentnie władza … kradnie dorobek życia. Czy to początek chamskiej nacjonalizacji … ?