Czy metka “made in China” to powód do ekologicznych agitacji? Czy tak szeroko dyskutowany wyzysk pracowników w krajach rozwijających się może mieć dobre strony? W końcu czym jest sweatshop i czy może być… szansą dla pracowników? W nowym odcinku z serii Antidiotum Tomek Agencki opowie o mitach pracy w fabrykach.
Praca (nie) hańbi
Sweatshopy to określenie zakładów z bardzo niskimi standardami pracy, płacy i bezpieczeństwa. Powstają najczęściej w krajach rozwijających się, bo tam też najłatwiej o tanią siłę roboczą. Mordercze warunki pracy, 15-godzinna zmiana i wręcz nieludzko niskie zarobki. Tak, sweatshopy nie należą do wymarzonych miejsc do budowania swojej kariery, ale czy istnieją dobre strony ich funkcjonowania? Jaka jest geneza sweatshopów?

Angielskie metody
Industrialny i postindustrialny wyzysk pracownika wcale nie jest domeną Europy Zachodniej. Mimo iż pierwsze fabryki, które masowo zatrudniały przedstawicieli najniższych klas społecznych, powstawały w Wielkiej Brytanii, szybko taki model pracy powielono w Ameryce. Tam też pojawiła się ogromna nierówność w płacach między stanami północnymi, gdzie i tak pracownik fizyczny był opłacany słabo, a stanami południowymi, gdzie zarobki były jeszcze niższe – aż o 40 proc. Prawie o połowę gorsze od tych złych…, ale to nie koniec.
Amerykanie szybko poprzerzucali swój kapitał do Azji, gdzie padł na podatny grunt. Mentalność Chińczyków, Japończyków, czy Koreańczyków jeszcze bardziej zradykalizowała politykę sweatshopów. Standardem były pobudki o 4:30, 12-godzinne zmiany i dni wolne od pracy w wymiarze… dwóch w miesiącu.

Odcienie szarości
A więc pracownicy sweatshopów to współcześni niewolnicy, a sama polityka poszukiwania coraz to tańszej siły roboczej powinna być karalna? Cóż, jak to bywa – nic nie jest jednoznacznie czarne, albo jednoznacznie białe.
Fabryki popularnych sieciówek np. w Chinach to dla lokalnej społeczności szansa na awans społeczny – niewielki, ale zawsze. Przeludnienie Państwa Środka i ogromne różnice społeczne wymuszają na ludziach masowe migracje ze wsi do miast, gdzie rynek pracy jest coraz bardziej deficytowy. Sweatshopy dają pracę, która może nie należy do najlepszych, ale daje perspektywę nieporównywalnych zarobków względem tych z chińskiej wioski przy plantacjach ryżu. Dla wielu migrantów to ogromna szansa…, ale cóż lepiej wszystko mierzyć europejską miarą, prawda?

Pełną analizę rynku sweatshopów obejrzycie w nowym materiale Tomka Agenckiego, w którym dokładnie omawia każdy etap ekspansji tego typu fabryk. Sprawdźcie! Tylko na kanale VETO.
Jeden komentarz
Dodaj odpowiedźJeden ping
Pingback:UBI: Gwarantowany dochód podstawowy [ANTIDIOTUM] - VETO