Podatki to kradzież. Polski rząd w trakcie pandemicznego kryzysu regularnie dodaje „opłaty”. Za niedługo zaczyna się kampania wyborcza, więc startuje teraz festiwal obietnic.
Jak opisywaliśmy wczoraj w tekście Nowy Ład Morawieckiego: podwyżka kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł plus rząd zapowiada hucznie zwolnienie emerytur z podatku, ale… jedno wynika z drugiego: wprowadzenie tego progu kwoty wolnej od podatku zwalnia emerytury 2,5 tys. zł z daniny. Rząd jednak tutaj kładzie nacisk na efekt propagandowy.
„To armagedon i koniec samorządności”
Jak informuje „Rzeczpospolita”, podniesienie kwoty wolnej od podatku mogłoby w skrajnej wersji kosztować budżet państwa nawet 70 mld zł, z czego połowa spadłaby na samorządy.
- Lokalni włodarze wskazują, że drastyczna podwyżka kwoty wolnej oznacza praktycznie brak dochodów własnych dla samorządów.
A te już dziś są bardzo mocno dotknięte kryzysem i łatają budżety jak mogą.
Pytani przez „Rz” samorządowcy podkreślają, że szczegółów propozycji na razie nie ma, ale w najgorszym przypadku koszty takiej reformy to dla regionów nawet 30-35 mld zł rocznie.
- Gdyby kwota wolna wynosiła 30 tys. zł dla wszystkich podatników, stracilibyśmy, szacunkowo licząc, 70 proc. dochodów z PIT. To armagedon – mówi dziennikowi Krzysztof Mejer, wiceprezydent Rudy Śląskiej. I dodaje, że bez tych pieniędzy „samorządy przestają być samorządami, zaczynają być dysponentem środków rządowych z subwencji i dotacji”.
- Z dochodów własnych finansowane jest funkcjonowanie oświaty ponad poziom subwencji, komunikacji miejskiej ponad wpływy z biletów, cały szereg inwestycji poprawiających jakość życia mieszkańców – wylicza urząd miasta Warszawy.
Samorządy apelują jedynie, by rząd zrekompensował im powstałe w ten sposób braki w budżetach.