fot. Markus Braun/ Picture Alliance
Wirecard, niemiecka firma płatnicza nie może doszukać się 1,9 mld euro. Co ciekawe, w piątek bez żadnych wyjaśnień odszedł prezes Markus Braun. Przed rezygnacją notowania spółki spadły o 80 proc.
Wirecard deklaruje, że zdeponowało pieniądze w 2 bankach z Azji, ale EY, czyli audytor transakcji zaznacza, że nie może odnaleźć gotówki. Co więcej, dokumenty, potencjalnie uwierzytelniające przelewy, są fałszywe. Bank of Philippine Islands i BDO Unibank Inc., publicznie wymówiły wszelkie umowy z firmą.
Wirecard nie jest klientem banku. Dokument potwierdzający istnienie rachunku Wirecard w BDO jest sfałszowanym dokumentem i zawiera sfałszowane podpisy urzędników
– cytuje komunikat BDO agencja Reuters.
Jeszcze w czwartek, Braun poinformował, że nie wie, dlaczego banki zerwały umowy z firmą. Padła sugestia, jakoby to sama niemiecka spółka stała się ofiarą międzynarodowego oszustwa.
Kurs akcji spadł o 35%.
– Nie można wykluczyć, że Wirecard jest stroną pokrzywdzoną w oszustwie na olbrzymią skalę – powiedział Markus Braun.
Skandal przełożył się na 80-proc. spadek w indeksie DAX.
Kiedy we wrześniu 2018 roku spółka weszła na giełdę, jej wartość notowano na 24,6 mld euro. Teraz spadła do 3,2 mld euro.
Jednak co ważne, to dopiero początek problemów niemieckiej spółki.
Sprawdź również: Poczta Polska wydała 5 mln na worki. Miały posłużyć w maju
Źródło: businessinsider.com.pl