Fot: premier.gov.pl/ wikimedia commons.
Estoński CIT będzie przysługiwał przedsiębiorcom o obrotach do 50 mln zł. Firmy te nie zapłacą podatku do momentu wypłacenia zysków. Estoński CIT ma wejść w życie za ok. pół roku.
– Wdrażamy najnowocześniejsze rozwiązanie podatkowe. Jest bardzo elastyczne i nowoczesne. To rozwiązanie prorynkowe i propracownicze. Chcemy odpowiadać na potrzeby pracowników i przedsiębiorców – powiedział na konferencji Mateusz Morawiecki.
Szef rządu podkreślał, że estoński CIT ma przyczynić się do stworzenia nowych miejsc pracy.
– Adresujemy je do tych, którzy chcą rozwijać firmy. Dzięki temu rozwiązaniu utworzymy tysiące miejsc pracy w perspektywie kilku lat. Potrzebujemy ich, żeby ludzie zostawali w Polsce – podkreślał premier Morawiecki.
Jak sam deklarował, estoński CIT obejmie 97 proc. spółek w Polsce. W pierwszym etapie wprowadzania projektu koszty rozwiązania będą wynosiły prawie 5 mld zł.
– Każdy przedsiębiorca, który zdecyduje się na zainwestowanie, na rozwój, przedsiębiorca polski lub przedsiębiorca zagraniczny, który zdecyduje na prowadzenie działalności w Polsce, będzie miał idealne warunki do rozwoju. To będzie prawdziwy inkubator przedsiębiorczości dla całej Polski – zapewniał szef rządu.
Co ważne, estoński CIT pojawiał się w debacie publicznej już w listopadzie 2019 roku, podczas expose premiera Morawieckiego. Zgodnie z tamtymi zapowiedziami, ustawa o podatku na wzór estoński mogłaby wejść w życie w drugiej połowie 2020 r. lub od 2021 r.
Warto zaznaczyć, że obecnie podatek CIT płacony jest przez osoby prawne od wypracowanego w danym roku zysku. CIT w wersji estonskiej z kolei przewiduje zapłatę podatku tylko w momencie wypłaty dywidendy dla udziałowców spółki.
Innymi słowy, dopóki pieniądze z zysku zostają na koncie firmowym i są np. inwestowane, dopóty spółka nie odprowadzi daniny na rzecz państwa.
Sprawdź również: KAS mówi “sprawdzam”. Dostanie się zaniżającym przychody
Źródło: businessinsider.com.pl
3 komentarze
Dodaj odpowiedź